Dziwna moda zapanowała na ulicach mojego miasta. W dzień i w nocy, w słońcu i deszczu, sztormie i śnieżnej zawierusze po chodnikach i deptakach zasuwają mali i duzi biegacze. Jakiś kompletny odlot, jeszcze w zeszłym roku tego nie było. Czy to chwilowe zauroczenie, a może wpływ zalewających nas z każdej sklepowej półki, akcesoriów dla biegaczy? Jaskrawo żółte buty, obcisłe dresiki, szpanerska koszulka, zawadiacka czapka, to elementy wyróżniające. Sam jestem od prawie 40. lat biegający, ale takiego szału jeszcze nie widziałem. Może to wpływ miłościwie nam panującego Tuska, który podobno ostatnio nie jest w formie, albo innego Lisa, co to na Wielkanoc poleci w bostońskim maratonie, trudno wyczuć. Nie ulega jednak kwestii, że społeczeństwo nam się rozbiegało. Dobrze to, bo ruch odstresowuje, ale nie dla wszystkich biegactwo jest wskazane, przed rozpoczęciem treningów najlepiej się przebadać, szczególnie jeśli planujesz swe pierwsze przebieżki w wieku 40+! Moja rada od serca, dla ulicznych biegaczy, porzućcie chodniki ruchliwych dzielnic, poszukajcie tras odległych od samochodowego zgiełku i zgryźliwych spalin, na zdrowie Wam to wyjdzie. Dziewczyny nie biegajcie wieczorną ciemnicą i nocami, licho nie śpi, a niezdrowo nastawionych zboków, jest w każdej dzielnicy, co niemiara.
PS. O tym samym, Rafał Ziemkiewicz, tylko dwa dni po moim wpisie, zapewne z pewnością mnie czyta:-)))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz