niedziela, 6 kwietnia 2014

Tenisowe, trzy po trzy

   Na tapecie jest Janowicz, po raz kolejny puszczają mu nerwy. Młody jest i porywczy, a zadziorność w sporcie, to cnota, mówią niektórzy. Jednak nie w tenisie! Tutaj oprócz świetnego przygotowania fizycznego, potrzebny jest spokój i opanowanie. Najważniejsze turnieje wygrywają zawodnicy zimni i wyrachowani. Jedna chwila rozluźnienia i mentalnej słabości, skutkuje utratą gema, potem seta i na końcu meczu. Tak jest z Janowiczem, zapowiadał się rewelacyjnie, już widzieliśmy go na podjum turniejów wielkoszlemowych, jednak niestety za każdym razem zawodziły go nerwy, bo przecież przygotowanie i warunki fizyczne pozostają u niego bez zarzutu. U tego młodzieńca problem tkwi w głowie i niestety widać, że nie pracuje nad tym, a wręcz przeciwnie, popada w coraz większą nerwowość. Otatni blamaż w Pucharze Davisa i potem niegodna pyskówka, to tylko regularny ciąg zdarzeń. Dlatego nie wróżę mu wielkich sukcesów, czyli zwycięstw w Paryżu, Londynie, Nowym Jorku i Sydney. Zostanie światowym średniakiem, a jego nerwowe zachowania będą pożywką dla żądnych sensacji mediów. Podobnym enfant terrible kortów, był swego czasu Rumun Ilie Nastase.
   Janowicz obrugał Panów Tomaszewskich, ojca i syna. No cóż, wielki Bohdan, najwspanialszy powojenny sprawozdawca sportowy, ma ponad 90 lat i chwile świetności dawno za sobą. Jednak wciąż bezkrytycznie pcha się (lub bezmyślnie go zapraszają) do telewizji, aby komentować turnieje tenisowe, Żal słuchać jego bełkotliwej i prawie niezrozumiałej mowy. Przez to zapominamy o dawnym Wielkim Tomaszewskim, a w pamięci pozostaje, walczący ze źle dopasowaną szczęką sepleniący staruszek. Smutne, ale prawdziwe, najważniejsze jest, aby wiedzieć kiedy zejść ze sceny!
  Agnieszka Radwańskia, wielkie objawienie, największa gwiazda naszego tenisa, Isia co prawda nie wygrała jeszcze żadnego ze Szlemów, ale jest na najlepszej drodze. Cały czas trzymam za nią kciuki.
  Wojciech Fibak, od niego wszystko się zaczęło, polskie podwórka dzięki niemu zaczęły grać w tenisa, zresztą ja też. Zawodnik średniej światowej klasy, nie wygrywał znaczących turniejów. Finał Masters w Nowym Jorku, to chyba jego singlowy szczyt. Za to lepszy był w deblu. Jednak Fibak to  pierwszy po wojnie polski tenisista, który zdołał się przebić i walczył w najważniejszych turniejach świata, a to dla nas dzieci PRLu, złaknionych sukcesów, było bardzo budujące. Szkoda tylko, że sławę rozmienił na drobne i skończył jako ... "impresario" polskich panienek.

PS. Z drugiej strony, wielki medialny i ministerialny atak na nerwowego młodzieńca jest nieadekwatny do "przewinienia". Janowicz w swym emocjonalnym wystąpieniu dosyć celnie i chyba przypadkiem zdiagnozował wpółczesną sytuację ludzi młodych w naszym kraju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz