wtorek, 22 kwietnia 2014

Notatki spod bloga gen. Makarewicza

Te wspomnienia oficera kontrwywiwdu PRL, mnie wręcz powaliły!!!  Czytam, czytam i nie mogę się naczytać, miodzio, kwintesencja służby, za chwilę wypiję szklankę spirtu, dam w mordę spotkanemu przechodniowi i zostanę ruskim komandosem, historyjka jak z Suworowa:-)

komandosjarzynski napisał:
Dołączam się do życzeń Pana Generała dla czytelników blogu. Ze swojej strony dla autora tego blogu Pana generała Piotra Makarewicza ,wszystkich czytelników tego blogu, w tym szczególnie byłych i obecnych komandosów dedykuje swój wspomnieniowy przed chwilą napisany artykuł:
„Z kim przystajesz takim się stajesz”
Ta prawda ludowa jest jak najbardziej autentyczna. Trafiając do komandosów 1 batalionu szturmowego w Dziwnowie sprawdziłem /sfalsyfikowałem/ to na sobie jak również obserwując innych, którzy trafili do 1 batalionu szturmowego, a wcześniej z tym rodzajem wojsk nie mieli nic wspólnego. Analizę zacznę od tych innych.
- do 1bsz w Dziwnowie trafił w swoim czasie po WAM w Łodzi, lekarz
wojskowy ppor. Wojciech Skierkowski ze swojej natury człowiek bardzo
spokojny, zrównoważony i nad wyraz spokojny, na pierwszy rzut oka nie
pasujący do tego środowiska zawodowych bandytów. Pamiętam jak
szybko wśród kolegów z 1bsz następowało metamorfoza Wojtka z
grzecznego chłopca w kierunku prawdziwego komandosa. Wojtek w
ogóle nie pił alkoholu. Inicjacja Wojtka na tym odcinku potwierdziła jego
przydatność do komandosów, a wyglądała to tak, iż Wojtkowi w trakcie
przemieszczania się eszelonem /transportem kolejowym/ na poligon
koledzy dali do wypicia szklane spirytusu, pochodzącego z własnych
zapasów / na kompanii płetwonurków był w swojej najczystszej postaci
spirytus do przemywania sprzętu, na kompanii łączności do przemywania
styków/. Wojtek przełknął tę szklane be zmrużenia oka , czym wprawił w
osłupienie nawet najstarszych komandosów, tym samym Wojtek zdał
egzamin na komandosa i został zaakceptowany jako lekarz jednostki.
Komandosi przekonali się , iż jest to swój człowiek i nabrali do niego
zaufania.
-ja trafiłem do 1 bsz w Dziwnowie po ukończeniu kursu przekwalifikowania
na oficera służb specjalnych w Mińsku Mazowieckim, służąc wcześniej w
piechocie morskiej, tzw. „moczydupkach” tj. 7 Łużyckiej Dywizji
desantowej w Gdańsku, a konkretnie w 11 batalionie czołgów pływających w Słupsku, dokąd trafiłem po ukończeniu WSOWPanc w Poznaniu 1974r.Przyznam się, iż nie należałem wcześniej do ‘świrów’ i bandytów, chociaż jak, jako młody chłopak miałem dobre ku temu przygotowanie, ponieważ wychowywałem się na łódzkiej „górce’ na Widzewie w Łodzi, gdzie wśród młodych ludzi obowiązywały szczególne normy, odwrotne do oficjalnie głoszonych. Znane wówczas w Polsce były powiedzenia :”bez kija i noża nie podchodź do Bałuciarza”, „bez kija i haka nie podchodź do Widzewiaka”. Te normy były również wówczas akceptowane przeze mnie, chociaż przez życie poszedłem inną drogą, niż większość moich kolegów z dzieciństwa : większość z nich po drodze zaliczyła więzienie.
Wracając jednak do mojej Odysei związanej ze służbą w 1 bsz w
Dziwnowie. Nie miałem żadnych trudności z przystosowaniem się do tego
środowiska. Szybko też zostałem przez to środowisko zaakceptowany,
szczególnie po tym jak bez specjalnego przeszkolenia wykonałem swój
pierwszy skok spadochronowy. Skok ten oddałem pod osobistą opieką
wielce zasłużonego dla 1 bsz zcy ds. liniowych Jan Łabuszewskiego z
którym polubiliśmy się od „pierwszego wejrzenia” wymieniając po raz
pierwszy uściski rąk i patrząc na siebie. Ostatnio widząc się z Janem
dowiedziałem się od niego /jest chodzącą , żywą historią batalionu/, iż
ówczesny dowódca batalionu o pseudonimie wśród żołnierzy „Bandyta” mjr. Andrzej Krawczyk /później też mój dobry kumpel/ powiedział jemu : „ nie podoba mi się ten nowy oficer kontrwywiadu” na pytanie Jana dlaczego kontynuując :’Ciągle się śmieje jak znany ze swej surowości wśród żołnierzy generał Molczyk, a to źle dla nas wróży”. Jan uspokoił go stwierdzeniem : „Pożyjemy –zobaczymy” i miał racje wszyscy staliśmy się i jesteśmy do dzisiaj dobrymi kumplami.
Po wykonaniu pierwszego skoku ze spadochronu od razu na lotnisku
podałem się inicjacji na komandosa. Dupa bolała mnie później przez
tydzień. Do dzisiaj najbardziej pamiętam klapsa śp. sierżanta
Bogdana Deniziuka, który miał łapę jak bochen chleba. W ten sposób
zostałem bratem dla braci. Podsumowując i nawiązując do powiedzenia „ z kim przystajesz takim się stajesz” nie obyło się to bez skutków ubocznych dla mnie. Podczas jednego ze zdarzeń kiedy rozgromiłem po wyjściu z knajpy „Żeglarska” w Dziwnowie jednego „gościa”, który miał to
nieszczęście, iż zaatakował mojego kolegę, mój szef WSW ze Szczecina
płk. Stanisław Kaczmarek z pochodzenia Żyd / w stanie wojennym spotykał się ze swoim kolegą znanym opozycjonistą ze Solidarności Bronisławem Geremkiem/ powiedział do mnie rozstając się żalem ze mną „ Michał przesiąknąłeś bandytyzmem komandosów” / sprawa nabrała rozgłosu, szef aby mnie ratować musiał mnie przenieść do innej jednostki /. On miał racje.Do dzisiaj z sentymentem wspominam płk. Stanisława Kaczmarka, którego również ceniłem i nadal cenię i szanuję za jego profesjonalizm.
Co ciekawe moje psy wilczyca Orka i jamniczek Maksio również były agresywne /pisałem o nich wcześniej/. Cóż w tym przypadku sprawdziło się jeszcze jedno powiedzenie: Zwierzęta upodobniają się do swoich właścicieli i na odwrót.
Namawiam wszystkich moich kolegów komandosów z 1 bsz w Dziwnowie do napisania wspólnie książki na temat naszej służby w tej jednostce. Tym wspólnym, kolektywnym przedsięwzięciem oddalibyśmy naszej jednostce w 50 rocznicę jej powstania największy prezent.
z życzeniami dla Was , dla waszych żon i dzieci , wnuków i prawnuków
kpt. Michał Jarzyński

PS. Sam blog dwugwiazdkowego generała, to przemyślenia oficera rodem z PRLu, niestety nowa kadra musi dopiero wyrosnąć, gorzej, że nauczycielami są ludzie o mentalności LWP!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz